Śpiew kojota

Spiew kojota 1

Na równinie uśpionej powiewu szelestem,
pośród trawy strojącej krajobraz jak szata,
obecność swą obwieścił głośnym manifestem,
kojot czczony na prerii, jako stwórca świata.

Zawył na cztery strony, pysk na północ zwrócił
czekając na odpowiedź oddalonej sfory.
Kiedy odzew rodziny wraz z echem powrócił,
krzykiem zaczął uczyć rywali pokory.

Owiane ciszą stepu zwierzęta wypłoszył
przeszywając ich ciała dzikim zawodzeniem,
skowytem niewidzialnych myśliwych rozproszył
strasząc w świetle księżyca opętańczym cieniem.

Wyśpiewując samotnie dźwięki ujarzmienia
pieśń zwycięstwa zakończył przed świtem nad ranem,
przekonany, że wszystkim dał do zrozumienia,
iż od dzisiaj jedynym jest na prerii panem.

Warszawa kwiecień 2010

Szeptem

Rzeczywistosc

ON:
Nie chcę, by rzeczywistość świeciła podwójnie
innym blaskiem na północ, innym na południe,
żeby mowy srebrzystej zmieniła balsamy
w piekielnego kamienia ślady – czarne plamy.

Nie chcę, by matowiała pośród obcych włości,
błyszczała tylko w chwilach wspólnej namiętności,
żeby głucha się stała na złe porównania,
ubierała zazdrością niełatwe rozstania.

Chcę by tylko promienie przynosiła w dłoniach,
by mogły jak fregata w poezji Lechonia,
od Dziedzica tkwiącego na niebie przytomnie,
płynąć zawsze falami od Ciebie i do mnie.

ONA:
Kiedyś przyjdą te chwile, na które czekamy.
I rzeczywistość jednym blaskiem nam zaświeci.
z dźwięków srebrzystej mowy zmyje czarne plamy,
łachmany brudnych myśli wyrzuci do śmieci.

I wtedy zabłyszczy pośród obcych włości,
NIE, nie tylko w chwilach wspólnej namiętności.
I nie ogłuchnie słysząc podłe porównania,
w zrozumienie odzieje długie pożegnania.

A przecież już teraz w dłoniach wciąż unosi
promienie skradzione Temu co na niebie.
I wraz z nimi, wbrew prawom rozsądku, przynosi,
me serce, które bije z Tobą i do Ciebie.

A ty się nie gniewaj, to taka zabawa w słowa…..Kocham Cię

Warszawa kwiecień 2010

Sen

Sen

Byłem gdzieś w kraju daleko
za niejedną górą i niejedną rzeką.
Na biało-szaro-czerwonym półwyspie
znalazłem w muszli perłę w grodzie Caput Histriae.
Jasny klejnot wypadł z zaciśniętej dłoni,
potoczył się śladami zapisanych stronic
w szepcących dawnym echem żyjących kronikach,
murach starych domów, kamiennych chodnikach.
Poszedłem za nim małą wąziutką ulicą
za rękę razem z moją wielką tajemnicą.
Doszliśmy do wieży gotyckiej urody,
na którą wejść się bałem przez spiralne schody.
Wieża zniknęła nagle, jak kwiat w maga ręce,
a my staliśmy zmoczeni w kamienistej wnęce
pod strugą wodospadu w tęczowych kolorach,
skąd na spacer poszliśmy po tafli jeziora.
Woda czyniąc harce, wciągała w otchłanie,
z morza głębin rzuciła na plażę w Piranie,
potem z nawałnicą słonecznej spiekoty
poniosła nas na falach do Szkocjańskiej Groty.
Sen się kończył toastem i wypitym winem
w komnatach starego zamku z magnatem Erminem,
który władzę dzierżąc w królestwie Vodisek,
mrużąc oko rzekł: sen ten, to był chytry spisek.

Jawa kwiecień 2011

Dwa słońca

Dwa słońca

Dwa Słońca ponad światem płonące szafranem,
chwilami przywdziewają szarych cieni togę.
Zaćmiewają się blasku odbiciem na zmianę,
kiedy jedna orbita wejdzie drugiej w drogę.

Dwa Słońca ponad światem wokół siebie krążą.
Jedno skrzy się żarem, w kroplach deszczu drugie.
I odmiennym orężem w pniu zmęczonym drążą,
cierpieniem naznaczone, pęknięć nici długie.

Dwa Słońca ponad światem, a ktoś, jako drzewo
od aury wycieńczone, zamiast rosnąć – kona.
I nie wie w którą stronę, czy w prawo czy w lewo,
by móc liśćmi zaszumieć, zwróci swe ramiona.

I ktoś, jako ćma szara bębniąca skrzydłami
spalonymi gorących promieni potokiem,
chwieje się półprzytomnie pomiędzy słońcami
szukając najlepszego przygaszonym wzrokiem.

Czeka, by ku jednemu ramiona odwrócić,
w jedno patrzeć spojrzeniem oddanego sługi.
Czeka żeby okowy cierpienia odrzucić,
i gdy któreś już zajdzie, żeby stać się drugim.

Warszawa marzec 2012

ER

ER

Nie wierzyłem, że jeszcze ktoś aż tak wyboRnie,
zwykłe eR w cud wymowy potRafi zamieniać,
do chwili gdy w podRóży po toRach, pokoRnie
słuchałem najlepszego na świecie eR brzmienia.
Dźwięczało na Dzień DobRy, w dRodze do WaRszawy,
w Rezonansie tuRkotu pieRścieni po szynach,
w bufoRach – taRabanach spRawcach stRasznej wrzawy,
w mknących z całą eskoRtą mocaRnych maszynach,
w chRypiącym zapowiedzią steRanym głośniku,
w skRupulatnej kontRoli zjawy – konduktoRki,
w Rozmowach, o Agacie, ChRistie miłośników,
w chytRych kRyminałach, w biogRafii autoRki,
w gRomkich, przy wtórze gwizdów, wjazdach na przystanki,
w Raptownym, tuż przed metą, wielkim poRuszeniu,
w cichym – baRdzo dziękuję za dwie niespodzianki,
w niewypowiedzianym, nigdy, mym imieniu.

Warszawa marzec 2012

Manifest przedwyborczy

Manifest przedwyborczy

Nie mamcie nas „wybrańcy narodu”,
nie jesteśmy wszak idiotów masą.
Nie chcemy tępych słuchać wywodów,
karmieni być „zjełczałą kiełbasą”.

Nie chcemy ulec znów fascynacji
bezkresem afer, chamską agresją,
żyć smakiem przestępstw i sensacji
w wiecznym strachu pod medialną presją.

Dość wzajemnego się oczerniania.
Dosyć szukania na siebie haków.
Lecz jeśli macie chęć opluwania
nie opluwajcie zacnych Polaków.

Bawcie się w wiece, twórcy pozorów,
pokażcie jaki brak macie klasy.
Przecież nie ważne wyniki wyborów.
Wy i tak wszystko zrobicie dla kasy.

Gdybyśmy chcieli najlepszych wybrać,
przez wasze kanty, nie damy rady.
Więc jeśli mogę zdanie swe wyznać,
to powiem krótko – spieprzajcie dziady.

Wybory 2011