Archiwum kategorii: Dedykacje

Dla Barbary Jantos Poetki Krakowskiej

Dla Barbary Jantos Poetki Krakowskiej

Jest wśród nas filigranowa,
złoto-blond i tęga głowa.
Wielka duchem, mała ciałem.
Mało takich Kobiet znałem.
BASIA, o Niej, bowiem jest tu mowa,
The First Lady z…….. Krakowa.
Talent drzemie w Niej, nie mniejszy,
do pisania pięknych wierszy,
niż w Miłoszu czy Szymborskiej,
Tuzach poetyki polskiej.
Fraszki, ody, wsie wierszyki,
aforyzmy, limeryki,
dla Niej żadna to jest sprawa,
sypią się Jej jak z rękawa
Krasickiemu różne bajki.
Jeden szczegół – pali fajki.
Lecz gdy dymem jest spowita,
tajemnicza ta kobita,
wtedy łapie twórczą wenę,
by za wszelką, kogoś, cenę
rozweselić i rozbawić,
sprytnie cechy twe obnażyć,
wesprzeć duszę romantyczną,
przypiąć łatkę sympatyczną.
Nie jest łapiduchem, ale
przy Niej będziesz zdrowy stale.
Może mógłbym pisać jeszcze,
Ale ja nie jestem wieszczem
jak Basieńka w Panteonie.
Jednak – kilka słów na koniec.
Pomyślałem, że ktoś może
Wyraz hołdu Basi złoży
I dziękując też Barbarze,
Krótki wierszyk da Jej w darze.
Jeśli mogę jeszcze słówko.
Módlmy się o Basi zdrówko.
Pean Ci dedykujemy,
Żyj nam Basiu – DZIĘKUJEMY.

Rynia listopad 1998

Droga przez życie

Droga przez życie

Pierwsza oznaka życia – Twój śmiech nie płacz.
Pierwsze niewypowiedziane słowo – Kocham.
Pierwsza miłość na zawsze, szeptane wyznanie,
dotyk aksamitu mocny, jak uścisk Samsona.
Rozkosz niepojęta.
Każdy człowiek pełen wiary – to Ty,
nieposkromiony kroczysz przez życie.
A życie? Lawina wydarzeń, wielka zabawa
na łonie natury, do której tulisz
głowę zmęczoną chcąc odpocząć.
Odchodzisz niezapomniany z uśmiechem na twarzy.

Rawa Mazowiecka grudzień 1998

Cóż mogę

Cóż mogę

Cóż Ci mogę dać od siebie
W zamian za uczucie Twe?
Złoty milion gwiazd na niebie,
Każda z nich do Ciebie mknie.

Dni kochaniem wypełnione,
Słońce, co miłością lśni,
Noce po stokroć spełnione
Wszystkie ofiaruję Ci.

Jedno ciało, wierną duszę,
Jedwabisty życia szlak.
Serce czasem wytęsknione
Weź i powiedz tak.

Rawa Mazowiecka grudzień 1998

Zamyślenie

Zamyślenie

Zapatrzony w dal bezkresną człowiek
wkroczył w kalejdoskop wspomnień.

Powrócił myślami do miejsc, do których
gwiazdy prowadziły go przez życie,
wielu miejsc na tym świecie,
gdzie wolność z Ziemi się rodzi,
gdzie wszystko przy sobie przemija
w nieodgadnionych odcieniach tęczy.
Miejsc pierwszych doznań, spełnionych nadziei,
stoczonych z losem bitew, powrotów na tarczy.

Kiedy odnalazł ukojenie w mchów zieleni,
poczuł chłodny dotyk anioła,
którego skrzydła zawsze dawały schronienie.
Zobaczył falujący szum traw,
lśniących rosą srebrzystą nad ranem,
zanurzył się w kolorowy szelest liści,
wsłuchał w muzykę lasu
i ruszył na wieczną włóczęgę w objęciach z przyrodą.

Kiedy ucichł wiatr zapomnienia,
czuł, że nadal jest w jej ramionach.

Rawa Mazowiecka styczeń 1999

Trudno czasem I

Trudno czasem I

Trudno czasem jest usłyszeć
krętej życia fali brzmienie.
Trudno czasem jest zrozumieć
o czym mówi przeznaczenie.
O wielkości złego świata,
z którym w zgodzie nie chcesz żyć.
O słodkości pełnej czarze,
z której gorycz musisz pić.
O nieprzemyślanej drodze,
jaką kroczyć chcesz przez świat.
O miłości niespełnionej
przez dziesiątki wspólnych lat.
O szacunku dla istnienia.
O skrytości przeznaczenia.
O talentach, które senne,
na dnie duszy Twojej drzemią.
O zaletach, których nigdy
inni w Tobie nie docenią.

Rawa Mazowiecka styczeń 1999

Ty też

Ty też

Kiedy przygasną już światła areny,
gdy będziemy mieli drugie tyle lat,
zanim nam jeszcze przyjdzie zejść ze sceny,
w malowany słowami wyruszymy świat.

W splecione dłonie weźmiemy dwa grosze,
starą podkowę, listek koniczyny,
by na drogę szczęścia zagarnąć po trosze,
by bez przeszkód dotrzeć do wiecznej krainy.

Madison County mosty Ci pokażę,
ponad rzekami słonych łez płynące,
pola stokrotek, warszawskie pejzaże,
głębią purpury zachodzące słońce.

Prowadząc sterowiec podniebny do raju
wyznamy uczucie, które w nas jaśnieje.
Wsłuchani jak krople Mendelssohna grają,
wspólnego domu zamkniemy wierzeje.

Rawa Mazowiecka luty 1999

Górska wędrówka

Górska wędrówka

Niezwykle małym się poczułem
stojąc u stóp Śląskich Groni,
z których, nie nagie skały
rzucały zimne spojrzenia,
ale głęboka zieleń lasów,
przecinana dywanami łąk,
spływała w dół, jak morskie fale.

Wiedziałem już, jakie góry te
kryją w sobie tajemnice
i zawsze, kłaniając się im,
pragnąłem poznawać je od nowa.
To magiczne dzieło,
tętni życiem ukrytym,
okazując potężną władzę
nad przyległą okolicą.

Myślisz – nie trzeba wiele,
by każdą poskromić,
by niosły pod niebo
na swych silnych ramionach.
A one, uśmiechając się do siebie,
kuszą wiatrem i echem.
Wołając – chodź,
chwytają za ręce i porywają w nieznane.

Gdy wkroczyłem w krainę fantazji,
poczułem jak żywe kamienie,
które znaczyły drogę,
raniły zmęczone stopy.
Konary, niczym arkan, pętały ciało,
razami studząc zapał.
Szczyty masywu dymiąc,
zacierały szlak mojej wędrówki.

Kiedy idziesz zmęczony
i słyszysz, jak wszystko dokoła szepce,
swym kamiennym językiem
– odpocznij przy nas chwilę,
a zaraz potem, – idź dalej, nie stawaj,
wtedy wierzysz,
że oparcia braterski głos słyszysz.

Po wspólnej wędrówce
wielogodzinnym znojem spływałem,
nad rwącym strumieniem,
z głową ponad chmurami,
na szczycie Baraniej.
Nagle wszystko wokół stało się bliskie,
prawdziwe i moje,
złączone trwałą więzią tajemnej przyjaźni.

Rawa Mazowiecka luty 1999

Do Przyjaciela

Do Przyjaciela

Dlaczego znowu wyjechałeś mój Przyjacielu,
za ocean szeroki, daleko, gdzieś na świata skraj?
Czy tam także masz przyjaciół wielu?
Czy też od Polski jest tam lepszy kraj?

Megalopolis wabią rozświetlane miasta,
kasyna, puby, Wallstreet, Central Park.
Z ziemi gdzie dom Twój, tysiące wyrasta
nowych, a Ty dla obcych zginasz swój kark.

Bogactwa ułudą na życie spoglądasz.
Na cóż w samotność zabawy zmienić kres?
Wiesz przecież, jak polska gościna wygląda,
czy nie za nią, czasem, wylewasz w szklance morze łez?

Czymże są na obczyźnie okruchy swobody,
często gaszone szybkim krokiem czasu?
Z kim ciemną nocą wyruszysz na łowy,
Bażanty, sarny i dziki, do lasu?

Z kim piwo wypijesz, jeśli nawarzone?
Z kim znajdziesz, jeśli nawet nie chcesz poszukać kłopotów?
Ktoś z Tobą jest gotów przejść na drugą stronę.
Ktoś wierzy, że wrócisz i czeka powrotu.

Rawa Mazowiecka luty 1999

Warkocze

Warkocze

Wiersz przesłany Papieżowi Janowi Pawłowi II z okazji 80-tych urodzin

Warkocze życia wstęgą uczuć przeplatane.
Iskrą Stwórcy zdobione, która wielką mocą
przechyla szalę na swoją stronę.
On tylko, na drugą, dokłada odważniki.

Daleko, na horyzoncie statek, co u kresu sił
zawija do portu. Połamane maszty, barykady fal.
A jednak wygrał z Tą największą.
Spieniony warkocz przeżyć pozostawia za sobą.

W dzikość serca łagodność duszy zamieniona,
gromkiego śmiechu wokół lotna cisza.
Jak struny w warkocz poplątane w starym instrumencie,
jeden tylko dźwięk stłumiony wygrywają.

Przeszywający rozpaczą ryk lwa samotnika.
Odbite, głuche echo piasku na pustyni.
Wiatrem i cierniem plecione na grzywie warkocze żywiołów.
Zagubiony, dumny powraca do stada.

Z nieodkrytych głębin prawda ukryta wylewa się
na papier, sycąc spragnione natchnienia ciała.
W warkocze serca poezją wiązane,
przyspieszają rytm, łykając krople otuchy.

Zimą, chata samotna stoi pod lasem.
Z zaklętej mrozem podniebnej mansardy
długie warkocze sopli spływają do ziemi.
Ożywią schowane, zmarznięte przebiśniegi.

Miesiące, porami roku pomylone, umykają,
poszukują czasu straconego po rozstajnych drogach.
W koronach drzew sędziwych kosmki kwiecą się młode.
Tą samą ręką warkocze będą zaplatane.

Rawa Mazowiecka luty 1999

Pytania

Pytania

Dlaczego wśród nas są też tacy, którzy
nie chcą by dom mój był mym własnym domem.
Chcą by trwał niespokojnie pośród burzy,
by ogniem znaczony był i gromem.

Czemu kiedy sami w zdradzie toną,
paleni obłudy trawiącą maligną,
szlachetnej krwi mieć w sobie nie pozwolą
i na wyżyny życia się podźwignąć.

Dlaczego, jeśli pól swych nie obsieją,
na mojej ziemi naruszą granice,
serca, warowni karmionej nadzieją,
cichego portu zdepczą tajemnice?
Dlaczego?

Rawa Mazowiecka marzec 1999