Wiersz napisany w oparciu o pracę maturalną Anny Sarosiek pt. „Współbrzmi, zachwyca, przeraża … Jaką rolę spełnia pejzaż w literaturze i sztuce? W swoich rozważaniach odwołaj się do wybranych przykładów”.
To wszystko napisała Ania, ja tylko ubrałem w rym.
Raz cztery historie z pejzażem
ruszyły pokrywę natury,
gdy piórem sklejane witraże
spłynęły na arkusz matury.
Opowiem wam wszystkie historie,
a wy korzystając z okazji
zamieńcie zwyczajną teorię
w krainę baśniowych fantazji.
A było w zamierzchłych to czasach,
gdy puszcze prastare szumiały,
gdy w dzikich ostępach i w lasach
upiorne demony mieszkały.
Nad wzgórza gdzie magią druidzką
pierścienie kamienne wzniesiono,
na drogę, na wskroś danaidzką,
wkraczało słoneczne bierwiono.
Tam kiedyś mieszkała dziewczyna.
Kochała rycerza bez skazy
i razem po krętych ścieżynach
chodzili do leśnej oazy.
Słuchali szemrzących potoków,
tulili się w kwiatach do siebie,
szukali puchatych obłoków
goniących parami po niebie.
Wśród barwnych obrazów z przeszłości
przyroda też kwitła radosna,
paletą kolorów miłości
jakimi przystraja się wiosna.
Po kilku szczęśliwych miesiącach,
gdy w lila kolorach kwitł wrzesień,
w promieniach bladego już słońca,
wraz z wiatrem i deszczem szła jesień.
Ostrzygła szumiące korony,
kapryśną pogodą targane,
i ziemi zoranej zagony
przykryła brunatnym dywanem.
Krajobraz dziewczynę spokojną
szelestem listowia zasmucił,
bo rycerz szedł zmagać się z wojną
i nigdy już do niej nie wrócił.
Nikt nie wie, co z piękną dziewczyną
w bezdźwięcznej samotni się stało,
wiadomo, że woja zmarzliną
wieczności, śnieg pokrył na biało.
Aż w końcu gdy płaty tańczyły
nad grobem swe „dances macabre” ,
rycerza szarości spowiły
cienistym, spod drzew, kandelabrem.
Tak pierwsza opowieść się kończy
o wiośnie, jesieni i zimie,
lecz obraz w pejzażu opończy
pozostał tak w prozie, jak w rymie.
Raz zagrał uczuciem w ofierze,
raz w tempo się życia wpasował,
a raz, w pełnej snów atmosferze,
fantazje kolorem malował.
Potrafił zmiennością nastrojów
wydobyć z dna sens alegorii,
więc myślę, że można w spokoju
posłuchać kolejnej historii.
Raz Stary śmiertelnik Młodemu
zaszczepił Ideę wspaniałą,
więc ruszył młodzieniec ku temu,
co własną utopią się stało.
Gdy dotarł do miejsca przełomu,
gdzie świat swe oblicze pokazał,
zrozumiał, że mit szklanych domów
marzeniem się tylko okazał.
Nie znalazł tam swojej Idei,
w kolory przez pryzmat ubranej,
ciemności zaś spotkał, jak w kniei
bez słońca, w półmroku schowanej.
Odnalazł ponure zaułki
w zszarzałych, jak cień, kamienicach,
i biedą piszczące przytułki,
na brudnych, cuchnących ulicach.
Odnalazł harówką steranych
mieszkańców, co wrośli w ten teren,
o twarzach tak szarych, jak ściany
ich mieszkań, zatęchłych suteren.
Pożegnał więc z żalem młodzieniec
miejskiego teatru krużganki,
by w końcu palące złudzenie
zatopić wśród wiejskiej sielanki.
Tym razem krajobraz, którego
nie można tu nazwać pejzażem,
rozbudzić odbiorcy miał ego,
pochmurnych realiów witrażem.
Raz wciągnął kurtynę szeroką
z ubóstwem, systemów balastem,
raz blichtrem nacieszyć chciał oko
by przyćmić naiwność kontrastem.
Pozwolił też stanąć po stronie
gdzie znikła poglądów bariera,
by razem z autorem na tronie,
zagłębić się w świat bohatera.
Bywało też czasem, że księgę
krajobraz w szczegóły oprawił.
Pozwólcie bym jego potęgę
w kolejnej historii przedstawił.
W Paryżu do dzisiaj się wznosi
Katedra Najświętszej Dziewicy,
o której świetności donosi
legenda strażnika z dzwonnicy.
Rzecz działa się w czasach nazwanych
ciemnymi, przez rzesze pokoleń,
gdzie wokół tajemnic Sekwany
mieszczanie zagrali swe role.
Emocje ich były miksturą
zawiści, gorącej miłości,
zdradzieckiej potyczki z naturą,
poświęceń dla reszty ludzkości.
I może nie byłyby one
tak mocne, jak stopy z żelazem,
gdyby nie trwały zroszone
romańskiej kultury obrazem.
To w nim żywiołowe pochody
stąpały w świątecznej tradycji,
zmieszane w gąszcz barw korowody
kroczyły pod sąd inkwizycji.
A wszystko przybrano w kreacje
budynków z gotyckim znamieniem,
w obrazy i rzeźb konstelacje,
kamiennych zaułków półcienie.
Zaś kształty, jak z kart Euklida,
zamknięto w okrągłych wieżycach,
w okiennych tęczowych hybrydach,
w zwieńczonych łukami kaplicach.
Krajobraz koloryt swój zmieniał
wraz z czasem od świtu do zmroku,
w ulewach i słońca promieniach,
stosownie do zmiennych pór roku.
I tak dzięki wiernym detalom
jawiły się dawne epoki,
by obraz pisarskich sztuk falą
w umysłach na zawsze zatopić.
A teraz, historia ostatnia.
Nie będzie w niej akcji, wydarzeń,
nie będzie się też uwydatniał
bohater na niwie skojarzeń.
Zamknijcie powieki zmęczone,
wsłuchajcie się w głos co opisze
obrazy przez twórców zmienione
w impresję – nastrojów pastisze.
Stoicie na łące skąpanej
w kolory podobne do siebie
złączone w odcienie i zlane
w kredowych obłokach na niebie.
Firmament zaś tonie w oddali
gdzie knieja majaczyć zaczyna
zaś z wiatrem po trawie na fali
w błękicie przepływa dziewczyna.
Nie widać wyraźnie jej twarzy
kapelusz chabrowy pochyla,
by wzbić się z trawiastych ołtarzy
pod niebo w postaci motyla.
Krajobraz rozpływa się w toni
subtelnie zmieszanych kolorów
by szatą spokoju osłonić,
przez chwile, wrażliwość odbioru.
I oto już koniec historii
z pejzażem w dorobek wplecionym,
na kartach wraz z palmą wiktorii,
nad zwykłą fabułę wzniesionym.
I chyba już widać, jak dużych
wartości dostarczył swym dziełom,
by mogły trwać wiecznie i służyć
za przykład jutrzejszym ideom.
Rawa Mazowiecka-Warszawa – listopad 2005 – marzec 2006