Archiwum kategorii: Wieczna podróż poza czasem

Hymn Puławskiej „Fali”

Hymn Puławskiej „Fali”

Port nasz nigdy nie zatonie
Nie ustąpi falom brzeg
Bo go wzięła w swoje dłonie
Najpiękniejsza z polskich rzek.

W sercach łodzi iskra płonie
Pod kadłubem śruby stal
Zamiast wiatru silne konie
Wypuszczamy w grzbiety fal

Fala każdą toń wygładzi
Fala w herbie naszych wrót
Fala zawsze tam prowadzi
Gdzie puławski czeka gród.

Puławy – maj 2007

Zapach kobiety

Zapach kobiety

Bardzo chciałbym by częściej myśl mogła się rodzić,
bo tak rzadko ją każdy dostrzega niestety,
że można głodne zmysły bez reszty uwodzić,
osobliwym zapachem wybranej kobiety.
Można pływać wśród dymu z ogniska w jej włosach,
w zapach morza zanurzyć, gdy łez fale płyną,
w bukiet z łąki zebrany, gdy stąpa po kłosach,
w wonność deszczu na wiosnę pod chmur peleryną.
Można skryć się w aromat po leśnym spacerze,
wonią potraw smakować, gdy strawę gotuje,
pyłem lawy zaciągnąć w kipiącym kraterze,
skąpać w miodu pachnidle, gdy usta całuje.
Można jeszcze pociągnąć perfumy dziewiczej
zmieszanego z wysiłkiem okrzyku ekstazy,
żeby móc jak najczęściej z promiennym obliczem
pozostawać w ramionach zapachów oazy.

Rawa Mazowiecka – maj 2007

Pocałunek

Pocałunek

Oprawię go w trzy ramy wspomnień.
Umieszczę w pamięci albumie,
bym zawsze nań patrząc przytomnie,
mógł sens jego znaczeń zrozumieć.

Jednej z ram kształt nadam kwiatu
w odcieniu, ze wszystkich, najbielszym,
by wzór wiosennego prymatu
wciąż znaczył, że był dla mnie pierwszy.

Kolejna z ram będzie zjawiskiem,
jak deszcz meteorów, kosmicznym,
by nagłym wspomnienia rozbłyskiem
mówiła, że był spontaniczny.

Ostatnia z ram będzie zwierciadłem
pomiędzy wcześniejsze wstawionym,
bym widząc dar, który posiadłem
wiedział, że był odwzajemniony.

Rawa Mazowiecka – styczeń 2009

Bliskie spotkania

Bliskie spotkania

Nie pamiętam już kiedy przyszedł po raz pierwszy.
Rękę do mnie wyciągnął i z kolan podźwignął.
Ogień ciała drżącego w gorączce pomniejszył,
żebym w walce o honor oszczerców prześcignął.

Potem spotkania nasze były jakby rzadsze.
Widywałem go jednak, kiedy widzieć chciałem.
Lecz, tak jak wierny kompan, on trwał przy mnie zawsze,
ja zaś, idąc przed siebie, o nim zapominałem.

Aż raz zjawił się w najmniej spodziewanej chwili,
kiedy od ostrza brzytwy krwawiły mi dłonie,
kiedy czułem że w zdradzie i morzu promili
ciało me wraz z duszą błyskawicznie tonie.

Stanął nade mną znowu z wyciągniętą dłonią,
spod powierzchni wyciągnął zatopioną głowę
i nad pulsującą, chęcią zemsty, skronią
krzyk rozpaczy zamienił we wspólną rozmowę.

Choć od walki z otchłanią minęło lat wiele
do dzisiaj idę przy Nim wsłuchując się w słowa,
otuchy budującej kręgosłup w mym ciele,
przeplecionej nadzieją w codziennych rozmowach.

Rawa Mazowiecka – wrzesień 2007

Fanaberie

Fanaberie

Powiedziała „gorzka” – pijąc czarną kawę,
„zbyt słodka”, dodała, gryząc białą bezę,
stare wino rozlała, nie chcący, na ławę
budząc fanaberii przypadków syntezę.
Krzesło było za twarde, pogniotło jej suknię,
do tego chybocące, z jedną krótszą nogą,
przy stoliku za głośno było absolutnie,
sufit zbyt się zlewał z błyszczącą podłogą.
Herbata zamiast kawy – mało kolorowa,
w lukrowanych pączkach za dużo nadzienia,
szampan w nowym kielichu za szybko parował,
kelner za uprzejmie zbierał zamówienia.
W taki sposób wywarła wrażenie fochami,
na mężu, który siedział niby stary piernik,
że pomyślał, iż lepiej skończyć z delicjami,
niż zabrać taką jeszcze kiedyś do cukierni.

Rawa Mazowiecka 11 października 2007

We mgle

We mgle

Wolałbym czasem mgłą opłynąć
gęstą, jak krem z ubitej piany,
z oczu intruzom mógłbym zginąć,
w ciszy na przyszłość robić plany.
Pod grubą z białych smug pierzyną
nikt by nie karmił skrytym kłamstwem,
nie poił myśli zła toksyną,
piękna nie zniszczył zwykłym chamstwem.
Zgasłyby mędrków myśli złote,
zamilkłby w sieci dźwięk sensacji
i zamiast tonąć w morzu plotek,
pływałbym w falach kontemplacji.
Mimo, że pośród mlecznej drogi
błądziłbym ślepo jak pies nocą,
to przecież w końcu moje nogi
tam właśnie kiedyś mnie poniosą.

Rawa Mazowiecka –wrzesień 2006

Pomysł na krótki spacer

Pomysł na krótki spacer

Idę z przyrodą po imieniu
pogadać chwilę w samotności,
ostudzić myśli w chłodnym cieniu
i tchem zaciągnąć się, wolności.
Idę wyśpiewać wraz z ptakami
pieśni co echem w drzewach toną,
wiatru nadziei powiewami
osuszyć z udręk twarz zmęczoną.
Idę przez okno z ramion dębu
patrzeć jak tonie las w paproci,
jak się nad łanem młodych pędów
nić pajęczyny w słońcu złoci.
Czasami by odpocząć siadam
na skraju dwóch piaszczystych alej,
obłoki w bajki poukładam
i razem z nimi idę dalej.

Rawa Mazowiecka – czerwiec 2006

Chopaszki

Chopaszki

I jak to się stało panie ka i panie wu,
że dawniej mocni w gębie, a dzisiaj brak wam tchu?
że dawniej w pierwszym rzędzie, a dzisiaj poza krąg?
że nikt wam nie chce podać, jak trędowatym rąk?
że każdy płonie wstydem mówiąc, że też was zna,
dukając zamiast imion: ten wu i tamten ka?

I gdzie są przywileje, i nietykalnych ton,
gdy dłonie wasze ściska sprawiedliwości szpon?
Gdzie jest też wasza władza, potęga, wszelka moc
w zamkniętej, zimnej celi, w której króluje noc?
I gdzie są przyjaciele, ci których każdy ma?
Każdy z wyjątkiem panów, panowie wu i ka.

Nie szkoda was oszuści, a tylko sumień tych,
które rozerwał waszej podłości ostry sztych.
Więc nie próbujcie nigdy zasiewać w duszach zła
by los nie zechciał oddać chopaszkom: wu i ka.
I lepiej zwać się homo, niż skalać imię swe
by życie znów nie dało wielkiego kopa w de.

Rawa Mazowiecka – maj 2006

Jubileusz

Jubileusz

Życzeniom nie było końca, bukietów szerokie wazony,
dziękując, do stołu zaprosił, swych gości gospodarz wzruszony.
Podnosząc kieliszek z kryształu ze łzą zaczął rzewnie wspominać,
jak wiele lat temu ktoś z gości kołysał go w rękach na chrzcinach.
Na znak, ceremonii kościelnej pokazał z obrzędu pamiątkę.
„A teraz za zdrowie rodziców, podnieśmy do ust pięćdziesiątkę”.
Tuż po wypitym toaście historię swą zaczął na nowo
jubilat, któremu przez grzeczność nikt nie próbował wejść w słowo.
„Komunię rzecz jasna pamiętam, bo miałem już wiosen dziewiątkę,
więc wszyscy, za zdrowie mych chrzestnych, wypijmy na bis pięćdziesiątkę”.
Gdy doszedł do lat osiemnastu pięć jeszcze toastów wypito,
a mowa nie była już płynna, lecz jakby cedzona przez sito.
„To do-wód, że w końcu doj-rza-łem”, wyciągnął dokument z pieczątką,
„więc teraz niech wszy-scy się ra-czą za zdro-wie me znów pięć-dzie-sią-tką.
A potem, że żona i dzieci to w życiu najlepsza jest wziątka.
Za zdrowie najbliższych została wypita do dna pięćdziesiątka.
Kolejne wypito za pracę i grono przyjaciół wesołe,
aż w końcu jubilat zmęczony mógł spocząć z kielichem pod stołem.
Gdy z gości ktoś nagle zapytał „to ille juubilaat oobchoodzii”?
Zebrani spojrzeli po sobie – „Ech pamięść nas szyyskich zafoodzi”.
I zaczął się konkurs na daty, zakładów stawiano dziesiątki.
Lecz kiedy nikt nie mógł odgadnąć wypito znów dwie pięćdziesiątki.
Aż nagle spod stołu wyjrzało oblicze jak twarz mapeciątka.
Jubilat swych gości pogodził: „Stuuchneeła mi ciś pieencieesioontka”.

Rawa Mazowiecka – 15 czerwca 2006

Kicz

Kicz

Coś dla oka coś dla ucha.
Każdy patrzy, każdy słucha.
I kupują na pamiątkę
za dwa złote lub za piątkę,
tu breloczek z Matką Boską,
albo z porno gwiazdą włoską,
tam grającą butlę z winem,
koraliki dla dziewczynek,
miecz co pali się ogniście
dla chłopaków oczywiście,
proszek, który wszystko spierze
w reklamówkach wraz z papieżem.
Obok widać inną chałę:
sztuczne kwiaty żółto-białe,
obraz w wielkiej złotej ramie
z rykowiskiem na polanie.
Są też w szklanej kuli ptaki,
wazon niby z chińskiej laki,
gumka z wonią dla ołówka,
plastikowa trupia główka,
biżuteria, tusz, pomady,
wielki penis z czekolady,
zaś w gazetach dla okrasy
przykre jawią się golasy.
Na ekranach i w głośnikach
disco polo gra muzyka,
a polityk, choć nie umie,
tańczy w głodnym wrażeń tłumie.
Wszystko cieszy, wszystko łasi,
wszystko czarny humor gasi.
Tylko szkoda że nikt nie wie
że to lipa i badziewie,
i że rozum jest niestety
pełen kiczu i tandety.

Rawa Mazowiecka – maj 2006