Jest ciągle daleko, chociaż bardzo bliski.
Pamiętam jak wyszedł z matczynej kołyski,
jak łódź po kaskadach spłynął z nurtem rzeki,
szukając wolności po krajach dalekich.
Był czas, kiedy świecił polichromią złotą,
w patynę zmienioną, gdy został sierotą.
Był czas, gdy jak ronin wraz z duszą zbłąkaną,
nie zawsze za honor bił z pięści kataną.
Był czas, że wylewał samotnie żałości
za żywe w pamięci, stracone miłości,
Kim wtedy byłem, nie wiem dziś do końca,
Czy byłem mu bratem, czy miał we mnie ojca?
Dzisiaj już tak wartko łódź jego nie płynie.
Stoi na kotwicy w królewskim Londynie.
Dziś wolno wypełnia losu przeznaczenie,
by na innej ziemi zapuścić korzenie.
Rawa Mazowiecka – 03 kwietnia 2005