Dla Beaty

Dla Beaty

Wiersz napisany z okazji 18-tych urodzin mojej córki chrzestnej Beaty

Wielkim darem jest urodzić się razem z wiosną,
co roku bielszym dzwonkiem konwalii zakwitać,
ciepłem wiatru wonnego owiewać miłością,
zbierać kosze czubiaste splendorów od życia.

Sztuką wielką jest z wiosną bezdroża przemierzyć,
w parze dotrzeć do celu młodzieńczej podróży,
niewinności umiarem twarzą w twarz się zmierzyć
z czasem rychłej wolności, wysłannikiem burzy.

Kiedy szyba różowa koloryt swój zmienia,
pora bramy lustrzanej przekroczyć podwoje,
w świecie czarów zostawić bajkowe wspomnienia,
z wiosną etap ostatni rozpocząć we dwoje.

Nim przygaśnie horyzont dziewiczej pokory,
szala uczuć zazdrosnych ideał wyceni.
Niech w spokoju wraz z wiosną przez życie pozwoli,
zaułkami krętymi, dojść do późnej jesieni.

Gdy czerwone już liście opadną na ziemię
i na tronie zabłyśniesz lauru listkiem złotym,
stary zegar wstrzymując powrócisz marzeniem
w dawne chwile beztroski, wiosenne tęsknoty.

16 marca 2000 Puławy

Na nie

Na nie

Nie będę nigdy o nic prosił,
bo czego pragnę nie dostanę.
W ciszy porażkę będę znosił,
leczył głęboką w sercu ranę.

Nie będę nigdy przyjacielem,
gdy widzieć będą we mnie sługę.
Nie będę prosił o zbyt wiele,
gdy mam zapłacić za przysługę.

Nigdy zamiarów swych nie zdradzę,
dopóki chytrzyć będą inni.
Tacy, co dzierżą chorą władzę
znać moich myśli nie powinni.

Nie powiem kocham błądząc w chmurach,
skorpiona kochać nikt nie umie.
Wyznam, gdy spotkam taką, która
szaloną miłość mą zrozumie.

Rawa Mazowiecka kwiecień 2001

Cisza po burzy

Cisza po burzy

Po burzy
samotna gorzka łza
spływa wąskim strumykiem.
Biała chustka
w niespokojnych dłoniach
rozmazuje ją po twarzy.
Druga kropla
pęcznieje i pęka.
Ucieka z zawiłej roztoki
na koniuszek nosa.
Kolejne
chowają się w hafcie
białego kołnierzyka.
Cisza.

Powiedz coś,
dlaczego nic nie mówisz,
tylko słuchasz,
jakbyś nie znała świata,
a ja sprzedawałbym
największe jego tajemnice.
Milczenie.

Podaję lampkę
białego szampana,
zebranego z upadłych łez.
Zastygłe wargi
łagodnieją.
Wypełniane soczystą purpurą,
wypuszczają
martwe słowa:
Nie wiem, co powiedzieć.
Znowu cisza.

Rawa Mazowiecka marzec 2002

Spacer po lesie

Spacer po lesie

Do lasu wiedzie prosta droga,
czerniawy asfalt w piach się zmienia,
na skraju olcha drży nieboga,
nad trawą mgła się rozprzestrzenia.
W głębi leszczyna w pas się kłania,
nęcą orzechy zbyt dojrzałe,
przebiega wstęgę drogi łania,
tuż za nią trzy koziołki małe.
Droga w wijącej ścieżce znika,
obrosłej gęsto w świerk zielony.
Do pnia przybity komunikat:
„Ostoja zwierza, wstęp wzbroniony”.
Pomiędzy jeżyn zaroślami
rosną jałowce krzywe, stare.
Szarpią ostrymi pazurami
niezaproszoną w gąszcz ofiarę.
Labirynt wiedzie na polanę,
zdobną w widlasty liść paproci.
Pod nim, okryty mchu dywanem,
zlany promieniem grzyb się złoci.
Ścieżka z duktami łąkę kroją
tworząc ukośne skrzyżowanie.
Na rogach w czapach wielkich stoją,
słusznego wzrostu, cztery kanie.
Dalej pomiędzy brzozy korą
wzory pajęczyn czynią czary.
Czerwone głowy pną z pokorą
wzdłuż pni zbielałych dwa koźlary.
Pod niebem jastrząb tnie witraże,
w dziupli ryżawy ogon znika.
Opadły z dębu liść pokaże,
gdzie jeszcze znaleźć borowika.
Kosze z wikliny pełne zbiorów,
słońce zaczyna w dół się staczać,
w konarach zapach czuć wieczoru,
głos sowy słychać, pora wracać.

Rawa Mazowiecka październik 2003

Noc i księżyc

Noc i księżyc

Noc nadchodzi niespodzianie.
Tajemnicza, bez imienia.
Szatą gwiazd okrywa Ziemię,
blask błękitu w granat zmienia.
Opętana ciszą nowiu
senny oddech wiatru wzmaga,
gęstą mgłą spowija cienie,
błyskawicą ciemność smaga.
Czarnych łez wylewa morze
w samotności płacząc deszczem,
przenikliwą sieje grozę,
głębię ciał przeszywa dreszczem.

Chcąc ostudzić nocy wrzenie,
pełnią słońca rozświetlany,
biegnie do niej mleczną drogą
srebrny księżyc, jej kochanek.
Żarliwości pocałunkiem
wita damę czarnooką,
w zodiakalne z gwiazd ramiona
wtula lubą swą głęboko.
Chmur pierzynę z niej odkrywa,
czule szepcąc o miłości,
taniec ciała rozpoczyna
pełen wielkiej namiętności.

Wścibskim gwiazdom wzrok zasłania,
blaskiem granat rozpromienia,
szczęściem gęste mgły rozgania,
wiatru trąby w szept zamienia.
Krąży wokół swej wybranki
po zmysłowej aureoli,
w wirujących konstelacjach
rozkochuje ją powoli.
Srebrem ciemne ciało gładzi,
wzmaga dotyk, tętna bicie,
by z kochanką o północy
razem spełnić się na szczycie.

Dobywając tchnień ostatnich,
nieba płaszczem otuleni,
spowalniają nocne harce,
namiętnością przesyceni.
W nadchodzącej zorzy świtu,
kończąc taniec zapomnienia,
przygaszeni wyczerpaniem,
tajemnicze śnią marzenia.
Stygną dwoje, szarzy, bladzi
zapadając w rosy szadź,
umówieni na spotkanie,
tuż nad ranem, idą spać.

Rawa Mazowiecka styczeń 2004

Kolorowy sposób na smutek

Kolorowy sposób na smutek

Uśmiechnij twarz zmęczoną na kaprys pogody,
przegoń chmury kłębiaste wyszyte troskami,
zmyj mahoniu owocem krople srebrnej wody,
niech odpłyną w nieznane zapomnienia rzekami.

Zakola czarnej wody porosłe szuwarem,
rozmiękczą zmarzłej ziemi zagony obfite,
wyciszą rozszalałe rwącym nurtem fale,
gładko brzegu dosięgną wolności błękitem.

Wybiegnij na spotkanie w sukni nakrapianej,
depcząc świeżą trawę na łąkach zielonych.
Postrząsaj stopą bosą krople rosy szklanej,
by spłynęły z mych skroni szronem oprószonych.

Dzbanek z kawą zagwiżdże przy wspólnym śniadaniu,
przy wieczornej herbacie lasem wiatr powieje,
nowa aura przyniesie w tęczowym ubraniu
kolorową receptę na życia koleje.

Rawa Mazowiecka luty 2004

Trudno czasem II

Trudno czasem II

Czasem trudno jest wybierać,
trudno słuchać dobrej rady,
z podniesioną głową kroczyć,
brnąc przez życia wodospady.
Czasem trudno oddać władzę,
łatwo szpady pokrzyżować,
trudno dowieść zrozumienia,
łatwiej innych prowokować.
I nielekko jest odgadnąć,
jaką w życiu wybrać drogę,
z kim w naprawdę ciężkich chwilach,
udręk wspólnych znosić trwogę.
W kim wypatrzeć zwolennika,
w czyją przyjaźń inwestować,
by karcianą życia pulę
do kieszeni swojej schować.

Warszawa marzec 2004

Historia węglem napisana

Historia węglem napisana

Z za linii horyzontu dalekie wspomnienie
odkrywa nieśmiertelne czarnej ziemi lice,
z głębi zapisu dziejów wydarzeń strumieniem,
przerzuca niepoznanej historii stronice.

Rozogniona od ciepła słonecznego blasku,
pośród bruzd wyrzeźbionych, popiołem pokryta,
mała węgla bryłeczka wydobyta z piasku
snopem iskier nadziei na przyszłość rozkwita.

Zaniesiona do domu w cztery puste kąty,
w marmurowy labirynt zimnych korytarzy,
namiętności głębokiej płomieniem gorącym
domowego ogniska bierwiona rozżarzy.

Uczucia rozpalone piekielnym kamieniem
ukołyszą wokoło wirujący zamęt.
W ręku swego wybrańca zabłyśnie płomieniem
najwierniejszy talizman, nagi twardy diament.

Bogaty ten, co trzyma samorodek w dłoni,
ostre brzegi ścinając czasu przeznaczeniem,
aż do chwili, gdy fatum blask jego przesłoni
jaskrawym kolorytem fałszywych kamieni.

Wrzący kryształ wyblaknie patyną pokryty,
pęknie nagle monolit w silnej bryły ścianie.
Na nierównej powierzchni cierpieniem wyryty
ślad bezmyślnej rysy na zawsze zostanie.

Poparzy chciwe ręce gorący amulet
profana, który znaczyć kamienie potrafi,
serce spali, gdy bogacz zbyt późno zrozumie,
że w dłoniach, zamiast skarbu, dzierży marny grafit.

Rozprysną się okruchy w szarości strumieniach,
grudki węgla zamienią w skryte tajemnice.
Z głębi zapisu dziejów kolejne wspomnienia
zapomnianych historii otworzą stronice.

Warszawa marzec 2004

Krakowskie wspomnienie I

Krakowskie wspomnienie I

Kolejne spotkanie z miastem,
które wita lub żegna łzami jesiennej tęsknoty.
Czarowi Jego można się zaprzedać,
by z pożądaniem powracać w ramiona krakowskiej charyzmy.

Dziedzictwo, dzieło wielkich autorów,
jest potęgą tego grodu
przez wieki komponowaną umysłami szlachetnego narodu.

Kamienne gościńce
prowadzą jak co dzień na spacery
do jednego celu,
ubranego w malowaną finezję starych murów
i oblanego od stuleci
kwiecistym dywanem gołębi wolności.

W magicznym klimacie nierównych, krętych zaułków,
zaczynają się wędrówki wspomnień wielu roczników.
Prowadzą przez labirynt
artystycznie rzeźbiony znakiem czasu
na fasadach staromiejskich budowli.

W piwnicznych kawiarenkach,
szept zamierzchłych rozmów, przeplata wątki
zapisanych w ścianach mieszczańskich opowieści.
Szampan i kawa słodzone pocałunkiem mieszają aromaty
wypitych do dna, prawdziwie baśniowych historii,
a pomiędzy arkadami echo wtóruje
dźwięcznym instrumentom ulicznych grajków.

Wieczorem w wirze rozpoczynającej się długiej zabawy
milknie krok po kroku,
unoszący się ponad dachami ostatni hejnał.

Rawa Mazowiecka marzec 2004

Wspomnienie

Wspomnienie

Siedem lat zostawiłem w Lublinie,
siedem tłustych jak bigos lat.
Pamięć o nich w sercu nie zginie,
pamięć wieczna, jak wieczny jest świat.

Miłości pierwsze tam zostawiłem,
młode niczym dzień wiosny pierwszy,
karmione w Czarciej białym winem,
karmione śpiewem białych wierszy.

Tam życie mej córki zbudziłem,
kolorowe jak barwy pór roku.
Tam przez życie kroczyć uczyłem
i stąpać słusznie krok po kroku.

Dziś czeka w topolach szkoła,
topolami też szumi i praca,
bym kraje zwiedzając dokoła,
w swoich myślach do nich powracał.

Koleżanki wciąż lata liczą,
Kolegów skroń srebrem sprószona.
Czasami przez telefon krzyczą:
przyjacielu – wracaj tu do nas.

Wtórują im zdarte ulice,
wtórują alejki nad stawem.
Choć dzisiaj mam inną stolicę,
powrócę do nich niebawem.

Warszawa kwiecień 2004