Archiwum kategorii: Dedykacje

Zagadka chemiczna

Zagadka chemiczna

Wiersz napisany na okoliczność ślubu moich znajomych

Jeśli wierzyć mędrcom – chemia rządzi ciałem.
Charaktery tworzą pierwiastków cokoły.
Jaki zatem związek w reakcji powstanie,
kiedy się spotkają odmienne żywioły?

Składniki przemiany to dwa ciała stałe,
jedno czarny ogień, drugie cicha woda,
o zapachu perfum Clinique albo Chanell,
on wieczny kawaler, ona wiecznie młoda.

Żeński substrat lotne własności posiada
głównie w środowisku szykownych kreacji,
szybko w stan topnienia konto swe przeradza
pod wpływem kosmetycznych, „niedrogich” kuracji.

Objętość drugiego składnika się zmienia
z chwilami pokory pośród głośnych krzyków.
Męska osobowość wykuta z kamienia
zmniejsza się do rozmiarów małych piłkarzyków.

Stosunek mas obu to wielka zagadka.
Wiadomym jest jednak, że trwa już od dawna.
Ciała lgną do siebie jak kurcząt gromadka,
z drobną intercyzą niczym spółka jawna.

Dziwne przy tym stale zachodzi zjawisko,
sprzeczne z zawartymi w nauki kanonach,
że nie woda gasi płonące ognisko,
ale żarem ognia woda jest gaszona.

Umysł do sedna problemu dochodzi
skazując swoje myśli na ciężkie męczeństwo.
Wobec znanych faktów odpowiedź się rodzi,
że szukany związek to przecież – MAŁŻEŃSTWO.

Warszawa czerwiec 2004

Obudźmy Nadzieję

Obudźmy Nadzieję

Przyszło nam przeżyć trudne czasy,
w których symboli wartość ginie,
honor i przyjaźń mało znaczą,
radość się topi w zła głębinie.
Życie na drobne się rozmienia,
współczucie mierzy monet miarą,
w dalekie drogi zapomnienia
idą nadzieja razem z wiarą.

Obudźmy w sercach dziś nadzieję
na słodsze życie, lepsze zdrowie.
Niech zamiast wilkiem będzie bratem
dla innych ludzi każdy człowiek.

Gdy mijasz biedę na ulicy
nie staraj się przyspieszać kroku,
gdy złej chorobie patrzysz w oczy
nie próbuj w dal odwracać wzroku.
Kiedy przegrana świat czyjś zmienia
w czarną samotność i udrękę,
po co dostawać złą wiadomość,
tym co czekają – podaj rękę.

Obudźmy w sercach dziś nadzieję
na słodsze życie, lepsze zdrowie.
Niech zamiast wilkiem będzie bratem
dla innych ludzi każdy człowiek.

Warszawa lipiec 2004

Pocztówka z Polski

Pocztówka z Polski

czyli podziękowania dla przewodnika,
którego dziadek był Austriakiem,
on sam urodził się, żył i studiował w Krakowie,
potem żył i studiował w Niemczech,
teraz mieszka w Katalonii,
a za kilka lat…?

Dziękuję Panu bardzo, Panie przewodniku,
za wolnej Katalonii historię w zarysie,
tolerancję dla nowych europejczyków,
którzy bliscy Polacos są tylko w zapisie.

Dziękuję za stolicę, bo żyje w człowieku
uwieczniona przez pryzmat tańczących obiektów,
znanych, prostych uliczek, po których od wieku
przechadza się jeden z wielkich architektów.

Dziękuję za zabytki florenckiej Girony,
za witraże katedry wzniesionej pod chmury,
ściany chłodem kojące, cierpliwe frontony,
które w jedną, złączyły trzy dawne kultury.

Dziękuję za odkrytą w Salvadorze Dali
uwolnienia przestrzennych pomysłów potrzebę,
za rozgrzane szaleństwem uczucie do Gali,
za twórczość, która odtąd będzie dla mnie chlebem.

I choć żalu iskierka na dnie serca drzemie,
że samotnie przeżyłem klasztorne wrażenia,
myślę że się spotkamy i ślę pozdrowienie
z podzięką za spełnione hiszpańskie marzenia.

Post scriptum

We wspomnieniach mych czasem pytanie się krząta.
Nie chcąc żeby było na wieki spuścizną,
proszę o odpowiedź, niech myśli posprzątam:
Który kraj tak naprawdę jest pana ojczyzną?

Warszawa lipiec 2004

Róża

Róża

Ofiarowałem różę kobiecie.
Zapach miłości otaczał
płatki wycięte z witraży,
splecione w geście ofiary,
jedne na drugich złożone
w małej zielonej łódeczce,
okrągłej bez dziobu i rufy,
zatkniętej na szczycie masztu,
jedynej w pobliżu mieliźnie,
z wykutymi na piętrach kolcami
i spiętymi w wachlarze
batystowymi liśćmi.
Kobieta przyjęła różę
i nie pozwoliła jej skonać.
Dzisiaj zasuszony kwiat
wygląda ciągle tak samo,
a w mieszkaniu nadal
unosi się ten sam aromat.

Warszawa wrzesień 2004

Zimno, ciepło

Zimno, ciepło

Siedząc wieczorem przed kominkiem,
grzejąc kończyny drewna żarem,
poczułem, jak przez ciało chyłkiem,
przebiegło zimnych dreszczy parę.

Zdumiony dziwnym dość zjawiskiem,
natychmiast sprawę sobie zdałem,
że drżące chłodem chwile wszystkie,
przychodzą często wraz z upałem.

Wnet myśl mi jedna powiedziała,
uratowana z dna powodzi,
że drewnem nie ogrzeję ciała,
że nie o takie ciepło chodzi.

Gdy motto czujność mą wzbudziło,
na spytki wziąłem adwersarza,
który przykładów, że aż miło,
przytoczył, chcąc się przekomarzać.

Cieplej by było gdyby czasem,
ktoś cię zapytał jak się czujesz,
z wyraźnym w głosie ambarasem
współczuł, że ciężko wciąż pracujesz.

Wyznał, że tęskni, przez telefon,
że krople rosną na powiekach,
drżącego serca słyszy echo
i że na powrót twój poczeka.

Żegnał i witał pocałunkiem,
uśmiechem patrzył prosto w oczy,
jakimś świątecznym podarunkiem,
obsypał także w dzień roboczy.

Gdyby skrytości zniósł granice,
zawsze niezłomny był w swej wierze,
szeptał do ucha tajemnice
i gdyby siebie dał w ofierze.

Warszawa 31 grudzień 2004

Portret

Portret

Myślami wracam do dnia kiedy,
ujrzałem portret po raz pierwszy,
na którym zasępiony starzec
dzban pełen złotych monet dzierżył.

Z jasnej poświaty się wynurzył,
czekał i patrzył prosto w oczy,
jakby największą tajemnicę
na światło dzienne chciał wytoczyć.

Mądrość, w rozwlekłych siwych włosach,
spadała luźno na odzienie,
powyciągane i zniszczone
przez los życiowym doświadczeniem.

W zmęczonej dłoni lekko drżały,
gałąź oliwna z żółtym mleczem,
szepcąc, że talent winien sprawić,
by pokój wygrał z Marsa mieczem.

I w końcu starzec w mej hipnozie
odkrył ostatnią już zawiłość,
że wielka jasność, w której stoi,
to darowana w życiu miłość.

Patrząc na portret jak w zwierciadło,
odkryłem nagle tajemnicę,
że chciałbym kiedyś patrzeć w lustro
na takie właśnie swe oblicze.

Rawa Mazowiecka styczeń 2005

Mój Dom

Mój Dom

Dom mój
na żyznej ziemi wyrósł,
plewionej zręczną ręką matki,
która czasem
wyrzucała na drogę
niejeden kamień,
by trawa rosła zielona.
Wyczekując gospodarza
trwała w nadziei,
że i tym razem,
wyciągnie z kieszeni
kolejny promień słońca.
Czekaniem uczyła
cierpliwości i pokory.
Ojciec wracając
z odwiecznych podróży,
otwierał w mieszkaniu
wszystkie okna na świat,
by świeże powietrze
przewiało mury
mądrością i rozwagą,
by w słońcu i deszczu,
które przynosił,
łany kwitły przez lata
złocistym morzem
dojrzałych kłosów.

Rawa Mazowiecka styczeń 2005

Zmiana

Zmiana

Chyba już czas najwyższy,
by w życiu swym coś zmienić.
Odejść bezszelestnie
i pozwolić kolegom wspominać,
tęsknić, wylewać żal za sobą
lub po prostu się cieszyć.
Nadzieja na przeżyte wspólnie lata
w radości i wzajemnej atencji,
która podnosi wartość nominału,
utwierdza w przekonaniu,
że nowy, ponętny azymut
został wybrany należycie.
Nie dając się pożreć ciekawości,
trzeba podać przyszłości rękę,
by razem zacząć tworzyć
nowy, niepowtarzalny świat.

Warszawa styczeń 2005

Marzenia

Marzenia

Ostatnie dni stycznia w tym roku
sprawdziły prastare twierdzenie,
że mały apetyt na mrzonki
rozrasta się z ciągłym jedzeniem.

Marzeniem młodego uczniaka
był album kupiony spod lady,
na którym to Grupa Pod Budą
dość rzewne śpiewała ballady.

Gdy dźwięki klasycznej gitary
z fontanną płakały na płycie,
kolejnym marzeniem się stało
biletu na koncert zdobycie.

Dwadzieścia lat długich czekania
na marzeń kolejne spełnienie.
Być może przeczyta me wiersze
ARTYSTA z krakowskim sumieniem?

Być może napisze słów kilka,
być może i poda mi rękę,
być może wypije bruderschaft
lub może napisze piosenkę?

Niektóre z mych marzeń już spełnił,
na inne cierpliwie poczekam,
bo wierzę, że radość mi sprawi,
ten symbol prawego człowieka.

Rawa Mazowiecka styczeń 2005

Żeglarz

Żeglarz

Jacht był od dawna jego domem
z żaglami w herbie, barwy śniegu,
z niewielką koją, długim bomem,
stałym meldunkiem gdzieś przy brzegu.

Gdy w rejs wyruszał na jeziora
płaczem żegnała go marina,
by senną flautą gdzieś z wieczora
w ramiona wtulić go jak syna.

Gdy łódź przechylał na zawietrzną,
luzował foka kabestanem,
każdą spienioną falę mleczną
uczył, kto jest na wodzie panem.

Z niejednej fajki dym wytoczył,
i szklanicami pił walkera,
kilka też razy spojrzał w oczy
pani, co martwe żniwo zbiera.

Życie na wodzie wyrzeźbiło
w sercu ocean szczerych zalet,
i gdyby nawet ciężko było,
do domu będzie wracał stale.

Rawa Mazowiecka luty 2005