Wszystkie wpisy, których autorem jest wolski

Zachód słońca w Afryce

Zachód słońca w Afryce

Słońce patrzyło na Ziemię coraz dłuższym cieniem,
kiedy samochód jak zjawa wyrósł z kłębowiska,
wioząc dwóch mężczyzn wtopionych w maszynę zmęczeniem,
do położonego głęboko w buszu legowiska.
Czekał tam na nich gospodarz, Anglik starej daty.
Jako, że piąta w zegarze wybiła godzina,
siedział przy stole z dzbanuszkiem indyjskiej herbaty,
w linię wpatrzony co niebo i ziemię rozcina.
Goście podobnie jak Anglik zasiedli w milczeniu,
oczy zdziwione kierując na plan obserwacji:
szczerby spieczonej przestrzeni w rudawym odcieniu,
żarem suszone czupryny wytrwałych akacji.
Słońce tymczasem kucnęło pod słomianą strzechę,
błękit nieba zmieniając w różową plandekę.
Nagle dźwięk jakiś z oddali doleciał wraz z echem,
słonie w0łając do marszu z zarośli nad rzekę.
Wezwał gospodarz klaśnięciem wiernego Murzyna.
Kazał mu przynieść karabin, wyczyścić wyciorem.
Sługa za chwilę przytaszczył wielkiego obrzyna
z lufą jak trąba, zwieńczoną szerokim otworem.
Słońce wędrówką zmęczone stykało się z lądem
kolor czerwieni rzucając na bezmiar Afryki,
w głębi którego zabrzmiały przesycone mordem,
przed wieczorną biesiadą, zwierzęce okrzyki.
Murzyn broń nabił rubaszną, Anglik wycelował
prosto w cyferblat czerwony podniebnego gońca.
Strzelił i w końcu do gości wymamrotał słowa:
miło usłyszeć jest wystrzał o zachodzie słońca.

Rawa Mazowiecka – styczeń 2007

A Ty nic nie mów

A Ty nic nie mów

Nie można mieć wszystkiego, zrozumieć to musisz,
nie można wyczarować pstryknięciem palucha.
Bo przecież obwoluta tylko zmysły kusi.
A teraz Ty nic nie mów, tylko mnie posłuchaj.
Czy nie lepiej siać radość z posiadanej władzy,
którą łatwo jest w sobie utrzymać na wodzy?
Zobacz, dzisiaj królowie są przeważnie nadzy,
chociaż bardzo bogaci, to jednak ubodzy.

Nie można dla serc wszystkich swojego otwierać.
Nie w każdym sercu znajdziesz szlachetnego ducha.
Pragną to co najlepsze dla siebie pozbierać,
a teraz Ty nic nie mów, tylko mnie posłuchaj.
Chyba lepiej jest w dłoniach trzymać mocno stery,
prywatnego okrętu dla własnej załogi,
dmuchać w żagle wraz z wiatrem zdrowej atmosfery,
by załoga nie poszła, gdzie poniosą nogi.

Nie można żyć w bezkresnym świecie zawziętości,
lepsza jest od uporu niekłamana skrucha.
Kto przepraszać nie umie, nie zazna miłości.
A teraz Ty nic nie mów, tylko mnie posłuchaj.
Nie odnajdziesz Sezamu, nie chcąc wybrać drogi,
Wnet ognisko wygaśnie, kiedy cisza głucha.
Więc przełam swymi dłońmi lodowate progi
i zanim coś wypowiesz, lepiej mnie posłuchaj…

Rawa Mazowiecka – styczeń 2007

Hymn Puławskiej „Fali”

Hymn Puławskiej „Fali”

Port nasz nigdy nie zatonie
Nie ustąpi falom brzeg
Bo go wzięła w swoje dłonie
Najpiękniejsza z polskich rzek.

W sercach łodzi iskra płonie
Pod kadłubem śruby stal
Zamiast wiatru silne konie
Wypuszczamy w grzbiety fal

Fala każdą toń wygładzi
Fala w herbie naszych wrót
Fala zawsze tam prowadzi
Gdzie puławski czeka gród.

Puławy – maj 2007

Zapach kobiety

Zapach kobiety

Bardzo chciałbym by częściej myśl mogła się rodzić,
bo tak rzadko ją każdy dostrzega niestety,
że można głodne zmysły bez reszty uwodzić,
osobliwym zapachem wybranej kobiety.
Można pływać wśród dymu z ogniska w jej włosach,
w zapach morza zanurzyć, gdy łez fale płyną,
w bukiet z łąki zebrany, gdy stąpa po kłosach,
w wonność deszczu na wiosnę pod chmur peleryną.
Można skryć się w aromat po leśnym spacerze,
wonią potraw smakować, gdy strawę gotuje,
pyłem lawy zaciągnąć w kipiącym kraterze,
skąpać w miodu pachnidle, gdy usta całuje.
Można jeszcze pociągnąć perfumy dziewiczej
zmieszanego z wysiłkiem okrzyku ekstazy,
żeby móc jak najczęściej z promiennym obliczem
pozostawać w ramionach zapachów oazy.

Rawa Mazowiecka – maj 2007

Pocałunek

Pocałunek

Oprawię go w trzy ramy wspomnień.
Umieszczę w pamięci albumie,
bym zawsze nań patrząc przytomnie,
mógł sens jego znaczeń zrozumieć.

Jednej z ram kształt nadam kwiatu
w odcieniu, ze wszystkich, najbielszym,
by wzór wiosennego prymatu
wciąż znaczył, że był dla mnie pierwszy.

Kolejna z ram będzie zjawiskiem,
jak deszcz meteorów, kosmicznym,
by nagłym wspomnienia rozbłyskiem
mówiła, że był spontaniczny.

Ostatnia z ram będzie zwierciadłem
pomiędzy wcześniejsze wstawionym,
bym widząc dar, który posiadłem
wiedział, że był odwzajemniony.

Rawa Mazowiecka – styczeń 2009

Bliskie spotkania

Bliskie spotkania

Nie pamiętam już kiedy przyszedł po raz pierwszy.
Rękę do mnie wyciągnął i z kolan podźwignął.
Ogień ciała drżącego w gorączce pomniejszył,
żebym w walce o honor oszczerców prześcignął.

Potem spotkania nasze były jakby rzadsze.
Widywałem go jednak, kiedy widzieć chciałem.
Lecz, tak jak wierny kompan, on trwał przy mnie zawsze,
ja zaś, idąc przed siebie, o nim zapominałem.

Aż raz zjawił się w najmniej spodziewanej chwili,
kiedy od ostrza brzytwy krwawiły mi dłonie,
kiedy czułem że w zdradzie i morzu promili
ciało me wraz z duszą błyskawicznie tonie.

Stanął nade mną znowu z wyciągniętą dłonią,
spod powierzchni wyciągnął zatopioną głowę
i nad pulsującą, chęcią zemsty, skronią
krzyk rozpaczy zamienił we wspólną rozmowę.

Choć od walki z otchłanią minęło lat wiele
do dzisiaj idę przy Nim wsłuchując się w słowa,
otuchy budującej kręgosłup w mym ciele,
przeplecionej nadzieją w codziennych rozmowach.

Rawa Mazowiecka – wrzesień 2007

Fanaberie

Fanaberie

Powiedziała „gorzka” – pijąc czarną kawę,
„zbyt słodka”, dodała, gryząc białą bezę,
stare wino rozlała, nie chcący, na ławę
budząc fanaberii przypadków syntezę.
Krzesło było za twarde, pogniotło jej suknię,
do tego chybocące, z jedną krótszą nogą,
przy stoliku za głośno było absolutnie,
sufit zbyt się zlewał z błyszczącą podłogą.
Herbata zamiast kawy – mało kolorowa,
w lukrowanych pączkach za dużo nadzienia,
szampan w nowym kielichu za szybko parował,
kelner za uprzejmie zbierał zamówienia.
W taki sposób wywarła wrażenie fochami,
na mężu, który siedział niby stary piernik,
że pomyślał, iż lepiej skończyć z delicjami,
niż zabrać taką jeszcze kiedyś do cukierni.

Rawa Mazowiecka 11 października 2007

We mgle

We mgle

Wolałbym czasem mgłą opłynąć
gęstą, jak krem z ubitej piany,
z oczu intruzom mógłbym zginąć,
w ciszy na przyszłość robić plany.
Pod grubą z białych smug pierzyną
nikt by nie karmił skrytym kłamstwem,
nie poił myśli zła toksyną,
piękna nie zniszczył zwykłym chamstwem.
Zgasłyby mędrków myśli złote,
zamilkłby w sieci dźwięk sensacji
i zamiast tonąć w morzu plotek,
pływałbym w falach kontemplacji.
Mimo, że pośród mlecznej drogi
błądziłbym ślepo jak pies nocą,
to przecież w końcu moje nogi
tam właśnie kiedyś mnie poniosą.

Rawa Mazowiecka –wrzesień 2006

Pomysł na krótki spacer

Pomysł na krótki spacer

Idę z przyrodą po imieniu
pogadać chwilę w samotności,
ostudzić myśli w chłodnym cieniu
i tchem zaciągnąć się, wolności.
Idę wyśpiewać wraz z ptakami
pieśni co echem w drzewach toną,
wiatru nadziei powiewami
osuszyć z udręk twarz zmęczoną.
Idę przez okno z ramion dębu
patrzeć jak tonie las w paproci,
jak się nad łanem młodych pędów
nić pajęczyny w słońcu złoci.
Czasami by odpocząć siadam
na skraju dwóch piaszczystych alej,
obłoki w bajki poukładam
i razem z nimi idę dalej.

Rawa Mazowiecka – czerwiec 2006

O Maria-nie

O Maria-nie

Nie chcąc z życia mieć kalwarii
był posłuszny żonie Marii.
Kiedy jednak brał go gniew,
wtedy hardy był jak lew
i tygrysie ściskał szpony
za plecami swojej żony,
by za chwilę pod jej wzrokiem
stąpać obok grzecznym krokiem
i wyszeptać jak we śnie:
Ja nie chciałem – Maria – nieee…

Rawa Mazowiecka – czerwiec 2006