Róża

Róża

Ofiarowałem różę kobiecie.
Zapach miłości otaczał
płatki wycięte z witraży,
splecione w geście ofiary,
jedne na drugich złożone
w małej zielonej łódeczce,
okrągłej bez dziobu i rufy,
zatkniętej na szczycie masztu,
jedynej w pobliżu mieliźnie,
z wykutymi na piętrach kolcami
i spiętymi w wachlarze
batystowymi liśćmi.
Kobieta przyjęła różę
i nie pozwoliła jej skonać.
Dzisiaj zasuszony kwiat
wygląda ciągle tak samo,
a w mieszkaniu nadal
unosi się ten sam aromat.

Warszawa wrzesień 2004

Zimno, ciepło

Zimno, ciepło

Siedząc wieczorem przed kominkiem,
grzejąc kończyny drewna żarem,
poczułem, jak przez ciało chyłkiem,
przebiegło zimnych dreszczy parę.

Zdumiony dziwnym dość zjawiskiem,
natychmiast sprawę sobie zdałem,
że drżące chłodem chwile wszystkie,
przychodzą często wraz z upałem.

Wnet myśl mi jedna powiedziała,
uratowana z dna powodzi,
że drewnem nie ogrzeję ciała,
że nie o takie ciepło chodzi.

Gdy motto czujność mą wzbudziło,
na spytki wziąłem adwersarza,
który przykładów, że aż miło,
przytoczył, chcąc się przekomarzać.

Cieplej by było gdyby czasem,
ktoś cię zapytał jak się czujesz,
z wyraźnym w głosie ambarasem
współczuł, że ciężko wciąż pracujesz.

Wyznał, że tęskni, przez telefon,
że krople rosną na powiekach,
drżącego serca słyszy echo
i że na powrót twój poczeka.

Żegnał i witał pocałunkiem,
uśmiechem patrzył prosto w oczy,
jakimś świątecznym podarunkiem,
obsypał także w dzień roboczy.

Gdyby skrytości zniósł granice,
zawsze niezłomny był w swej wierze,
szeptał do ucha tajemnice
i gdyby siebie dał w ofierze.

Warszawa 31 grudzień 2004

Portret

Portret

Myślami wracam do dnia kiedy,
ujrzałem portret po raz pierwszy,
na którym zasępiony starzec
dzban pełen złotych monet dzierżył.

Z jasnej poświaty się wynurzył,
czekał i patrzył prosto w oczy,
jakby największą tajemnicę
na światło dzienne chciał wytoczyć.

Mądrość, w rozwlekłych siwych włosach,
spadała luźno na odzienie,
powyciągane i zniszczone
przez los życiowym doświadczeniem.

W zmęczonej dłoni lekko drżały,
gałąź oliwna z żółtym mleczem,
szepcąc, że talent winien sprawić,
by pokój wygrał z Marsa mieczem.

I w końcu starzec w mej hipnozie
odkrył ostatnią już zawiłość,
że wielka jasność, w której stoi,
to darowana w życiu miłość.

Patrząc na portret jak w zwierciadło,
odkryłem nagle tajemnicę,
że chciałbym kiedyś patrzeć w lustro
na takie właśnie swe oblicze.

Rawa Mazowiecka styczeń 2005

Mój Dom

Mój Dom

Dom mój
na żyznej ziemi wyrósł,
plewionej zręczną ręką matki,
która czasem
wyrzucała na drogę
niejeden kamień,
by trawa rosła zielona.
Wyczekując gospodarza
trwała w nadziei,
że i tym razem,
wyciągnie z kieszeni
kolejny promień słońca.
Czekaniem uczyła
cierpliwości i pokory.
Ojciec wracając
z odwiecznych podróży,
otwierał w mieszkaniu
wszystkie okna na świat,
by świeże powietrze
przewiało mury
mądrością i rozwagą,
by w słońcu i deszczu,
które przynosił,
łany kwitły przez lata
złocistym morzem
dojrzałych kłosów.

Rawa Mazowiecka styczeń 2005

Zmiana

Zmiana

Chyba już czas najwyższy,
by w życiu swym coś zmienić.
Odejść bezszelestnie
i pozwolić kolegom wspominać,
tęsknić, wylewać żal za sobą
lub po prostu się cieszyć.
Nadzieja na przeżyte wspólnie lata
w radości i wzajemnej atencji,
która podnosi wartość nominału,
utwierdza w przekonaniu,
że nowy, ponętny azymut
został wybrany należycie.
Nie dając się pożreć ciekawości,
trzeba podać przyszłości rękę,
by razem zacząć tworzyć
nowy, niepowtarzalny świat.

Warszawa styczeń 2005

Marzenia

Marzenia

Ostatnie dni stycznia w tym roku
sprawdziły prastare twierdzenie,
że mały apetyt na mrzonki
rozrasta się z ciągłym jedzeniem.

Marzeniem młodego uczniaka
był album kupiony spod lady,
na którym to Grupa Pod Budą
dość rzewne śpiewała ballady.

Gdy dźwięki klasycznej gitary
z fontanną płakały na płycie,
kolejnym marzeniem się stało
biletu na koncert zdobycie.

Dwadzieścia lat długich czekania
na marzeń kolejne spełnienie.
Być może przeczyta me wiersze
ARTYSTA z krakowskim sumieniem?

Być może napisze słów kilka,
być może i poda mi rękę,
być może wypije bruderschaft
lub może napisze piosenkę?

Niektóre z mych marzeń już spełnił,
na inne cierpliwie poczekam,
bo wierzę, że radość mi sprawi,
ten symbol prawego człowieka.

Rawa Mazowiecka styczeń 2005

Żeglarz

Żeglarz

Jacht był od dawna jego domem
z żaglami w herbie, barwy śniegu,
z niewielką koją, długim bomem,
stałym meldunkiem gdzieś przy brzegu.

Gdy w rejs wyruszał na jeziora
płaczem żegnała go marina,
by senną flautą gdzieś z wieczora
w ramiona wtulić go jak syna.

Gdy łódź przechylał na zawietrzną,
luzował foka kabestanem,
każdą spienioną falę mleczną
uczył, kto jest na wodzie panem.

Z niejednej fajki dym wytoczył,
i szklanicami pił walkera,
kilka też razy spojrzał w oczy
pani, co martwe żniwo zbiera.

Życie na wodzie wyrzeźbiło
w sercu ocean szczerych zalet,
i gdyby nawet ciężko było,
do domu będzie wracał stale.

Rawa Mazowiecka luty 2005

Najdłuższy lot

Najdłuższy lot

Sam w Warszawie ją żegnałem,
zamiast bliskich, bo tak chciała.
Lot jej trwał już cztery lata,
tyle synów nie widziała.
Oddała ich w męża ręce
tuż przed klęską Word Trade Center.

Teraz pijąc ciepłą kawę,
z którą łzy się wymieszały,
na gorąco wspominała,
jak jej lata przeleciały,
w samotności i zgryzocie,
ciągłym lęku i tęsknocie.

I niepewność swą wylała
jak odbierze dzisiaj synów,
czy zobaczy małe dzieci,
czy przywita dwóch olbrzymów?
Czy rodziny wieczna skała
próbę czasu wytrzymała?

Odprawiłem jej bagaże,
„do widzenia” wyszeptała,
pełna obaw, drżącą ręką
na odchodne pomachała.
Wzrok mój dostrzegł jak schodami
szła na pokład z chasydami,
by nareszcie móc odpłynąć
do najbliższych wraz z chmurami.

Rawa Mazowiecka marzec 2005

Dla mecenasów sztuki

Dla mecenasów sztuki

To szczęście mieć dziś mecenasa,
w czasach, gdy w oczach tkwi mamona,
bo sztuka, jak za króla Stasia,
wciąż może gościć w naszych domach.

To zaszczyt być dziś mecenasem,
gdy wokół kłamstwa reklamowe,
bo ciągle jeszcze można czasem,
obiady wspólnie jeść czwartkowe.

To radość mówić mecenasie,
w kręgach sponsorów żądnych sławy,
bo ten zasiądzie na Parnasie,
kto chce dla sztuki być łaskawym.

Rawa Mazowiecka marzec 2005