Lasów śpiew

Lasów śpiew

W dali, po spalskim lesie pieśń historii dziś niesie wiatr.
Stare dęby i sosny w kalendarium obrosły dat.
Między pniami w oddali odgłos styranych drwali – szast,
a wraz z każdym oddechem, stuk odbija się echem – prast.
Plotą w głębokich jarach o myśliwych i carach mgły,
w trawach nić się przeplata o szczęśliwych latach i złych.
Stare bunkrów betony nieme wydają tony w świat.
Każdy z nich niepoprawny skrywa fakty z pradawnych lat.
Z wiatrem w gęstych ostępach nuci głos Prezydenta – bas.
Wszystkie zwrotki do woli wyśpiewywać pozwoli las.

Warszawa październik 2014

Chwila refleksji po tsunami

Chwila refleksji po tsunami

Znajomi do Tajlandii wyruszyli w lutym,
dwa miesiące po salwie podmorskiej szpicruty.
Nie zrezygnowali z planów choć mieli wyrzuty,
że jadą do kraju, w którym jak mamuty
wielkie fale zdeptały małe szczęścia łuty,
zostawiając po bitwie żywych serc kikuty,
na spękanych wałach zalanej reduty.

Nowe martwe morze dzierży atrybuty
władzy, w żywych ciałach na wieki zakutych
w ściśnięte otchłanią bursztynu surduty,
i w tętniących życiem umysłach zatrutych
jadowitą kroplą szalonej cykuty.

Szepcąc w zamyśleniu wersety pokuty
za dusz zaginionych do nieba marszruty,
zapadając w milczenia zastygłe minuty,
oddając zmarłym w hołdzie pietyzmu saluty,
umyka chęć na przygód tajlandzkich debiuty.

Rawa Mazowiecka luty 2005

Może warto poczekać

Może warto poczekać

Jeszcze przyjdą wspólne święta,
i miłością świerk zapłonie.
Odrzuć żal i nie pamiętaj
grzechów, w których rozum tonie.

I będziemy pić szampany
o północy w polskim domu,
tylko wstrzymaj gniew co rany,
w sercu trawi echem gromu.

Przeczytamy przy kominku
wiersze, które iskry wskrzeszą,
tylko powiedz w słowach kilku,
że uczucia błąd rozgrzeszą.

I owacje na stojąco
rozpromienią oczy twoje,
tylko myśli gorejące
otul ciszą i spokojem.

Stara szosa z zakrętami
znowu będzie naszą drogą.
Dwóch przystanków z całusami
złość z głupotą zmieść nie mogą.

Od ostatnich chwil znów noszę
w duszy piekło, w sercu żałość,
więc z nadzieją w głosie proszę
o cierpliwość i wytrwałość.

Rawa Mazowiecka marzec 2005

Dla Soni

Dla Soni

Ile trzeba chęci, ile mocnej wiary,
by nieznane zmienić w rodziny ramiona?
Jakie na ołtarzu położyć ofiary,
by obce mądrości do swoich przekonać?
Ile trzeba serca, by innym je dawać,
jako antidotum codziennych kłopotów?
Ile w dyplomacji uśmiechów rozdawać,
by człek swe zamiary osiągnąć był gotów?
Jak dużej rozwagi potrzeba by nogi,
depcząc własne ścieżki po regnowskiej glebie,
nie zechciały przeciąć jakiejś innej drogi,
żeby sprowadziły te drogi do siebie?
Ile cierpliwości dla ludzkich słabostek
trzeba zawsze w sobie zostawić na potem?
Ile zauważyć też trzeba błahostek,
by w podzięce głowę mieć zsypaną złotem?
Nie wiem ile jeszcze, atramentem czasu,
zalet można wpisać w charakteru afisz?
Jedno wiem, że każdy dylemat zawczasu,
czerpiąc tusz z inkaustu, rozwiązać potrafisz.

Rawa Mazowiecka kwiecień 2005

Świąteczna zaduma

Świąteczna zaduma

Kiedy nam znowu przyjdzie razem siąść do stołu,
podtrzymać starej wiary święte obyczaje,
w pojednaniu podzielić wielkanocnym jajem
i odrodzić na nowo jak Feniks z popiołu?

Jak długo czas pozwoli nakrywać obrusy,
bielejące symbolem w kłosach młodej trawy,
obfite w kolorowych zapachów potrawy,
na które obżarstwa czekają pokusy?

W ilu miejscach gdzie dusze leżą skamieniałe,
rozłożymy świątecznych stroików narzuty,
rozmowy zamienimy w milczenia minuty,
zanim razem nam przyjdzie świętować na stałe?

Puławy – Wielkanoc 2005

Chrzest poety

Chrzest poety

Gdy dzień zasypiał lekko z końcem października,
oddając niski pokłon przybyłej socjecie,
wkroczyliśmy za ołtarz z małego stolika,
żeby pierwszy sakrament uczynić poecie.

Zastygłe we wzruszeniu cztery matki chrzestne,
z gestem wiary złożonym na drżących kolanach,
czekały na znak dany w celebrze cielesnej,
przez maestrię aktora, obrzędu kapłana.

Głos się odbił po sali pastelowym echem,
spłynęły poświęconej poezji wersety,
czyszcząc piętno znaczone ignorancji grzechem
w niespokojnej naturze nowego poety.

Gdy zebrani złożyli swe modły w ofierze,
rytuału pierwszego przebiegła godzina,
kapłan kończąc wspólne duchowe przymierze
rzekł: chrzczę ciebie poeto w imię ojca i syna.

Rawa Mazowiecka – listopad 2005

By zacząć od nowa

By zacząć od nowa

Z mgły się wyłaniał zapomnienia,
poza zasięgiem, ślepego na życzliwość, wzroku.
Krok po kroku.

Powoli wracał do kolebki,
z wypełnionej częstym błędem, strefy mroku.
Krok po kroku.

Zrzucał po drodze grzechów brzemię,
wstrzymując nurty gorzkich łez potoków.
Krok po kroku.

Z rozwagą dzielił zaufanie
na czułych szalach wagi z sumienia wyroków.
Krok po kroku.

Raz jeszcze ruszył na włóczęgę,
z nowym zastępem wiernych przy swym boku.
Krok po kroku.

Rawa Mazowiecka – wrzesień 2005

Radosny

Radosny

Dzień się zbudził razem ze mną.
Ziewnął wiatrem, strząsnął rosę
i kurtynę nocy ciemną
ściągnął z oczu brzasku ciosem.
Przez otwarte okno włożył
promień słońca z podarunkiem.
Obok głowy mej położył
garść miłości z pocałunkiem.
A na szybie skreślił słowo
mgłą poranną, jak diamentem,
imię Twoje, bym wraz Tobą
mógł podzielić się prezentem.
Miłość ślę więc wprost do ucha,
żeby głodne rozgrzać ciało.
Pocałunku oddam ducha
gdy poczuję Ciebie całą.

Warszawa – marzec 2006

Weekend na Mazurach

Weekend na Mazurach

Dwa dni spędzone w Starych Sadach
w drewnianym domku nad Tałtami,
na stromym brzegu nad przystanią,
do której zbiega się schodami
z kamienia zręcznie złożonymi,
z pochylonymi poręczami.

W dwudniowych rejsach po jeziorach
w ciemno obrany był kierunek.
Przechyły łodzi na fal grzbietach,
ponaciągany takielunek,
wiatr w żaglach i kilwater z piany
najlepsze były na frasunek.

W tawernie białej dwa dni przyjęć
misa pierogów, pstrąg, sandacze.
Uczta ciągnęła się przy szantach,
do rana, budząc śnięte dacze,
naprzeciw rozłożystej wierzby,
która czekając, ciągle płacze.

Rawa Mazowiecka luty 2005